Wycieczka na szczyt Pico de la Zarza Fuerteventura
FUERTEVENTURA – to jedna z wysp Archipelagu Kanaryjskiego popularnego ostatnio u nas kierunku turystycznego, zwanego popularnie "kanarami", którą raczyłem odwiedzić podczas ferii zimowych w lutym tego roku, odpoczywając po tygodniowym szaleństwie narciarskim w Alpach Austriackich. Wycieczkę na tą kanaryjską wyspę wykupiłem w Biurze Podróży ITAKA, ale straciłem u nich trochę czasu zanim podpisałem umowę, druga sprawa to cena, myślę, że lepszym sposobem wg. mnie to skorzystać z wyszukiwarki hoteli np: HRS Hotele, zabukować pokój i załatwić sobie przelot samolotem i to jest ta trudniejsza sprawa, ale o wyszukiwarce tanich połączeń lotniczych napiszę kiedy indziej.
Wracając do Fuerteventury, zachęcony opowieścią naszego rezydenta (Tomek Itaka) postanowiłem wraz z żoną odbyć wycieczką na najwyższy szczyt tej wyspy noszący nazwę Pico de la Zarza i mierzący 812 m. n.p.m.
Kilka dni przed wycieczką zrobiłem krótki rekonesans, wspinając się na pobliskie szczyty miejscowości leżącej na półwyspie Jandia czyli Moro Jable (czyt. Moro Hable).
Uzbrojony w aparat, kamerę, wodę i dobry humor ruszyłem, droga z Hotelu Barcelo Jandia Mar (tam byłem zakwaterowany) przebiegła bez problemów, kierunek i cel podróży znałem to najważniejsza sprawa, jeżdżąc i chodząc po okolicy zauważyłem ślad ścieżki prowadzącej na sam szczyt okolicznej górki. Niestety kiedy doszedłem pod górę to wystąpił problem, nie mogłem dojść do ścieżki po po bokach drogi krajowej FV-2 była zamontowana siatka, mogłem ją przeskoczyć, ale sprawa nie była taka łatwa jakby się mogło wydawać. Dlatego postanowiłem pójść dalej wzdłuż siatki, zakładając, że będzie jakaś bramka lub przejście, ale po dwóch kilometrach okazało się, że moje założenia były błędne. No nic pozostało mi przeskoczyć siatkę, z trudem ale udało się, piszę z trudem bo jakby to była normalna twarda siatka to OK, a ta zrobiona była z cienkiego drutu, na którym nie można było postawić stopy.
Rozpocząłem mozolne i ciężkie podejście z uwagi na nachylenie góry, w końcu dotarłem, na szczycie wiatr taki, że głowę urywało, czapkę musiałem zdjąć bo bym jej już nie zobaczył, no może później na plaży La Cofete, którą odwiedziłem kilka dni później.
Po kilku minutach ruszyłem dalej granią na pobliskie dwa szczyty i zszedłem z powrotem do drogi FV-2, na jej początku niedaleko hotelu znalazłem fajne przejście, szkoda, że wcześniej go nie zauważyłem, oszczędziło by mi to 2 km marszu wzdłuż drogi i już chodnikiem dotarłem do hotelu. W sumie wycieczka bardzo fajna taka 2-3 godzinna.
Na wycieczkę w rejon szczytu Pico de la Zarza wyruszyliśmy 9 lutego 2012 r. około godziny 12:30, trasa rozpoczyna się za hotelem i o dziwo jest oznakowana, najpierw łagodnie, później dość mocno pod górę (to jest pierwsze wzniesienie za hotelem o wysokości około 300 m.n.p.m), następnie szerokim, łagodnym traktem podchodzi się pod kopułę szczytu Pico de la Zarza, krajobraz niezmienny praktycznie brak roślinności, piszę praktycznie bo co jakiś czas można zobaczyć jakąś roślinkę.
Droga bardzo spokojna, jedynym mankamentem to mocny wiatr, mocny to chyba za mało powiedziane, wiało tak, że miałem wrażenie, że zwieje mnie ze szlaku, dobrze, że miałem ze sobą kijki trekingowe, które pomagały mi się zapierać w krytycznych momentach, generalnie natężenie wiatru było bardzo duże na odkrytym terenie, najsilniej wieje od strony plaży Playa de Sotavento czyli w miejscu gdzie jest kumulacja różnych wiatrów wiejących z Afryki i nie tylko.
Najcięższe podejście czeka nas już pod samym szczytem, krótko, ale dość mocno pod górę, ale na szczycie wszystkie trudy wycieczki rekompensuje wspaniały widok na dziewicze plaże La Cofete i Barlovento, zresztą zobaczcie sami.
Po kilkunastu minutach przebywania na szczycie (charakterystyczne miejsce to betonowy słupek) udajemy się w drogę powrotną, która o dziwo zleciała nam bardzo szybko, w sumie do hotelu dotarliśmy o godzinie 16:15.
Film z mojej wycieczki na ten szczyt
Dokładnie czegoś takiego szukałem. Teraz już wiem, że śmiało mogę się porwać na ten szczyt. 😉
Wycieczka zaliczona ale tylko w połowie 🙂 Byliśmy we wrześniu i w połowie drogi zastała nas burza. Gdy będzie jednak okazja na pewno zaliczę. Dziękuje za wskazówki bo inaczej byśmy tam nie dotarli. Zapraszam na mojego bloga gdzie opisuje naszą wyprawę – http://www.bymalgoska.blog.pl
Cześć Jacek. Trzeba było jeszcze zrobić zbliżenie ze szczytu w kierunku willi Wintera w pobliżu plaży Cofete. Jakieś 800 metrów w dół. Piękny widok. Następnym razem polecam przejście z plaży Cofete przez dolinę Gran Valle do Moro Jable. Przepiękna dolina…
Jak tam jeszcze będę to na pewno spróbuję, dzięki. W tym roku na Teneryfę i Teide